Po hybrydowych ciężarówkach i autobusach przyszedł czas na maszyny budowlane z takim napędem. Volvo będzie pierwszą seryjną ładowarką hybrydową. Szwedzi jak na razie stawiają na średniej wielkości ładowarkę L220F o masie operacyjnej od 31 do 35 ton, która ma też, będącą już w sprzedaży, wersję napędzaną tylko dieslem. W przyszłości jednak napęd hybrydowy trafi również do pozostałych ładowarek, a także i do innych maszyn Volvo.

Silnik elektryczny, który umiejscowiono pomiędzy dieslem i automatyczną skrzynią biegów, czerpie swoją moc z ogromnych akumulatorów litowo-jonowych umieszczonych z tyłu kabiny operatora. Aktywuje się przede wszystkim wtedy, gdy maszyna pracuje na biegu jałowym. Oznacza to, że ładowarka Volvo w takiej sytuacji podnosi i opuszcza łyżkę bezszelestnie. Jak przystało na jednostkę elektryczną, dysponuje ona ogromnym momentem obrotowym (maks. 700 Nm) i niewielką mocą (67 KM). Silnik ten wspomaga także jednostkę wysokoprężną, gdy tej brakuje mocy. Podczas jazdy z mniejszym obciążeniem silnik elektryczny działa jak generator, produkując prąd, który trafia do akumulatorów. Całością steruje elektronika.

Według Volvo CE hybrydowa ładowarka spala o 10 procent mniej ON od porównywalnej maszyny napędzanej tylko dieslem. Naszym zdaniem o tym, czy technologia hybrydowa się przyjmie, zadecyduje cena. Ta jeszcze nie jest znana.

Volvo Construction Equipment nie jest jedyną firmą, która pracuje nad tego typu maszynami. Średniej wielkości ładowarkę kołową z napędem hybrydowym przygotowują m.in. Niemcy z należącej do koncernu Tereksa firmy Atlas Weyhausen. Inni producenci maszyn budowlanych twierdzą, że za kilkanaście lat napęd hybrydowy będzie powszechnie stosowany w Europie, a wymuszą to coraz surowsze normy ekologiczne w Unii Europejskiej oraz ekonomia, gdyż hybrydy spalają mniej oleju napędowego i mniej zanieczyszczają środowisko niż tradycyjnie napędzane pojazdy.