Producenci aut i naczep oferują kontrakty serwisowe przewoźnikom, którzy mają nowe (na gwarancji) i kilkuletnie pojazdy. Poprzez regularny serwis w ASO i planowanie wymian elementów eksploatacyjnych z wyprzedzeniem, przyczyniają się do zmniejszenia przestojów sprzętu. Zazwyczaj kontrakty serwisowe oferowane są w trzech wariantach. Pierwszy, obejmujący tzw. obsługę zapobiegawczą (wymiany podstawowych części eksploatacyjnych dokonywane są z wyprzedzeniem). Drugi: obsługa zapobiegawcza i naprawy zespołu napędowego (lub zawieszenia w przypadku naczep) i trzeci, obejmujący obsługę zapobiegawczą oraz wszystkie naprawy.

W przypadku większości kontraktów klient wnosi zryczałtowane, miesięczne opłaty wyliczone na podstawie przewidywanych kosztów naprawy pojazdu. Nie są one niskie: jak dowiedzieliśmy się od przewoźników, w zależności od zakresu kontraktu zwykle są to kwoty 150-300 euro dla naczep i 200-500 euro dla ciężarówek. Koszty są indywidualnie negocjowane i uzależnione od wielkości floty. W zamian ASO świadczy usługi serwisowe bez dodatkowych opłat. W topowych kontraktach pojazdy mają zapewnioną pomoc serwisową na terenie Europy.

Według importerów pojazdów, zainteresowanie kontraktami rośnie: - Kontrakty oferujemy od 2002 roku. Co roku podpisujemy ich więcej - mówi Rafał Kusiak z MAN-Star Trucks. Wzrost zainteresowania kontraktami potwierdza Michał Ciziel z Renault Trucks. - Niektórzy przewoźnicy stawiają wręcz warunek: kupię samochód, ale tylko z kontraktem serwisowym - dodaje.

Z kontraktów serwisowych korzystają różne firmy przewozowe. Zarówno małe, dopiero startujące w tym biznesie, których nie stać na własny warsztat, jak i duzi przewoźnicy dysponujący flotami kilkudziesięciu zestawów.

- Jeżdżę trzyletnim DAF-em z przebiegiem 540 tys. km, głównie na Wschód. Samochód na razie nie miał poważniejszych awarii, ale wykręcam nim 180 tys. km rocznie, więc szef na wszelki wypadek podpisał kontrakt serwisowy obejmujący wszystkie naprawy - mówi Radek, spotkany na stacji benzynowej pod Warszawą kierowca z Siedlec. - W razie poważniejszej awarii nie musimy się martwić o koszty - dodaje.

Nie wszyscy transportowcy podchodzą jednak do kontraktów serwisowych z entuzjazmem: - U nas w firmie wyliczyliśmy, że kontrakty serwisowe nam się nie opłacają - mówi Marek, kierowca z Białegostoku. - Mamy pięć rocznych "renówek". Nawalają drobiazgi za maksymalne 800-1.000 zł miesięcznie, a zaproponowany nam kontrakt był za 1.500 zł miesięcznie. Dopóki samochody są jeszcze mało zużyte nie powinno być poważniejszych problemów, więc zdecydowaliśmy z szefem, że rezygnujemy - wyjaśnia.

Podobne podejście do tego typu usług ma Cezary Oliszewski, współwłaściciel dużej (ponad 60 zestawów) firmy transportowej Apport w Warszawie: - Problem z kontraktami serwisowymi jest taki, że najwyższe opcje przeznaczone są tylko dla nabywców nowych samochodów, w których, biorąc pod uwagę ich coraz wyższą jakość, poważne awarie zdarzają się rzadko. Dysponujemy młodą flotą i własnym warsztatem, w którym usuwamy drobne usterki. Kontrakty serwisowe po prostu się nam nie opłacają - przekonuje. Z kontraktów nie korzysta też inny duży przewoźnik (ponad 100 zestawów) - Skat Transport z Gdańska. Główny powód: zbyt wysokie koszty stałe.